
Trzy tygodnie temu pogodziłem się z faktem, że moja karta WiFi w laptopie umarła. Miesiąc po zakończeniu okresu gwarancyjnego (październik) zaczęły dziać się z nią dziwne rzeczy. Najpierw system przestał w ogóle widzieć urządzenie, po restarcie laptopa. Trzeba było odczekać 5 minut z wyłączonym komputerem, wtedy XP "na nowo" wykrywał kartę jakby dopiero co została zainstalowana. Cudowałem na różne sposoby, wyciągałem ją, przeinstalowywałem kilka razy system, niestety bezskutecznie. Wspomniane na początku trzy tygodnie temu, karta "padła na amen" . Pooglądałem sobie nowe na Allegro, stwierdziłem, że czegoś takiego z drugiej ręki nie kupię. Od zakupu WiFi na USB odwiodła mnie moja kobieta, uparcie twierdząc, że nie chce kolejnego "świństwa" wystającego z boku laptopa. Pogodziłem się więc z faktem podpięcia do sieci kabelkiem ... trwało to aż do dzisiaj rano ... Jakiś tydzień temu wsadziłem ją po prostu z powrotem do laptopa i tak sobie w nim siedziała nie działając. Oczywiście system nie widział urządzenia. Dodam, że w między czasie zainstalowałem sobie w celach edukacyjnych Mandrive pod którą oczywiście też urządzenia nie było. Dzisiaj rano dosłownie jakieś pół godziny temu, wstałem, otwieram laptopa którego zostawiłem na noc włączonego i moim oczom ukazuje się dymek "wireless network detected" ! Pytanie kieruję do Was drodzy forumowicze, o co tu kuźwa chodzi ? Karta okazuje się być sprawna ale boje się teraz znowu zrestartować windowsa bo mogę się założyć, że po restarcie przestanie działać. Czy można wobec tego coś z tym zrobić ? Czy ktoś z Was spotkał się z podobnym problemem ?
P.S. Model laptopa w stopce.