
Jakiś czas już temu, miała miejsce mała awaria transformatora w wiosce obok. Nie do końca spoko. Ziomkowi skopcił się zasilacz do iksa i całe szczęście w TV mu bezpiecznik poszedł tylko. Straty były na większą jeszcze skale bo u ziomka sąsiada, to co z elektroniki w chacie miał na śmieciach wylądowało.
Moja wioska niby oddzielnie i spoko, nikomu nic wcale, tylko u mnie, ładowarka od lapka żywym ogniem, się znaczy w płomieniach kabelek od niej stanął. Ugasiłem ten pożar. Posklejałem ładowarkę. Plug in, działa! Tylko że coś się z nim stało(z laptopem). Ni jak się go nie dało wyłączyć. Nawet poleceniem z wiersza można się było podetrzeć. Wylogał się, zalogował się. W końcu jednak komputer wyłączyć trzeba, aby RAM oczyścić. Został twardy reset. Padł dysk. Dysk mi wymienili. Jakiś czas było elegancko i gitara po naprawie(serwis asus). Pewnego dnia odłączyłem słuchawki od lapka i na głośniki mi się nie przełączyło wyjście... do tej pory, arrgh. Zainstalowałem inny system żeby sprawdzić czy to nie sterowniki. Też nie działały! Nie chciało już mi się systemu microsiftu instalować i leżał dwa miechy nieużywany, bez systemu. Zrobiłem co trzeba było tydzień temu. Z niewiadomych przyczyn, w czasie w którym nawet nie był włączany zepsuła mi się bateria. W ogóle się nie ładuje. Mryga to na pomarańcz to na zieleń dioda baterii bez przerwy. Ładowarkę mam nową od wymiany dysku. Oryginalna asusa, zgodna specyfikacja. Co jest kurde grane? Pomocy!